Patelnię mam rozgrzaną, trzymam chlebuś w ręce
Sobota, 26 stycznia 2013
· Komentarze(7)
Zasiadłem do pisania tej notki, zastanawiam się o czym pisać, a w tle w TV leci jakiś program kulinarny i słyszę "Bla bla bla, patelnię trzymam rozgrzaną, bla bla bla, bla bla, trzymam chlebuś w ręce, bla bla bla bla". I mnie olśniło - przecież to się nadaje na tytuł notki! Cóż, mam słabość do głupich tytułów, ten będzie kolejny :)
Ale ja nie o patelni chciałem, tylko o rowerowaniu. Tym razem zamiast długiej wycieczki w odległe tereny było zwykłe kręcenie po Warszawie, odbębniłem swoją "normę", a potem już tylko "urodzinniałem się" na rodzinnej kolacji, trzymając m.in. chlebuś w ręce, a potem w ustach. Patelni nie trzymałem, już zwłaszcza rozgrzanej. Rowerowo było skromnie, mroziło trochę, ale mi to nie przeszkadza, mrozoodporny jestem.
Tak wyglądały ok. 10 Bielany (ul.Żeromskiego)...
...a tak po 12 Powązki:
Znaczy się wyszło słońce i później świeciło twardo przez kilka godzin. Wreszcie!
Na koniec Chomiczówka (osiedle w pobliżu mojego domu) przed zachodem słońca:
Podsumowując: Dzień jak dzień, jeden z tych nijakich dni, z których składa się większość naszego żywota. Ale wiecie co? Jakbym miał złapać gumę lub zaryć w asfalt po trafieniu przez jadący samochód, to już wolę takie właśnie nijakie dni. Szaro, ale bezpiecznie, ot co.
Dobra, kończę przynudzać, idę coś zjeść. Może rozgrzeję chlebuś na patelni? :)
Ale ja nie o patelni chciałem, tylko o rowerowaniu. Tym razem zamiast długiej wycieczki w odległe tereny było zwykłe kręcenie po Warszawie, odbębniłem swoją "normę", a potem już tylko "urodzinniałem się" na rodzinnej kolacji, trzymając m.in. chlebuś w ręce, a potem w ustach. Patelni nie trzymałem, już zwłaszcza rozgrzanej. Rowerowo było skromnie, mroziło trochę, ale mi to nie przeszkadza, mrozoodporny jestem.
Tak wyglądały ok. 10 Bielany (ul.Żeromskiego)...
...a tak po 12 Powązki:
Znaczy się wyszło słońce i później świeciło twardo przez kilka godzin. Wreszcie!
Na koniec Chomiczówka (osiedle w pobliżu mojego domu) przed zachodem słońca:
Podsumowując: Dzień jak dzień, jeden z tych nijakich dni, z których składa się większość naszego żywota. Ale wiecie co? Jakbym miał złapać gumę lub zaryć w asfalt po trafieniu przez jadący samochód, to już wolę takie właśnie nijakie dni. Szaro, ale bezpiecznie, ot co.
Dobra, kończę przynudzać, idę coś zjeść. Może rozgrzeję chlebuś na patelni? :)