Kraksa z pieszym
Czwartek, 25 sierpnia 2011
· Komentarze(2)
No to zaliczyłem porządną kraksę z pieszym. Jadę sobie ulicą, pieszy wchodzi na jezdnię na przejście, idzie sobie dziarsko do przodu, ja nadjeżdżam i kiedy już zbliżam się do przestrzeni między idącym do przodu pieszym a prawym krawężnikiem,chcąc przejechać za plecami pieszego... Wtedy nagle pieszy, dotąd idący przez przejście dziarsko do przodu, ni stąd ni z owąd postanawia zawrócić, co też czyni w sposób zdecydowany i zamaszysty (nie obejrzawszy się najpierw, no bo po co) i w ten oto sposób rzuca mi się pod koła. Na reakcję nie mam szans, więc wjeżdżam w niego i obaj lądujemy na asfalcie. Najpierw mnie przeprasza, a potem nagle... ma pretensje, że przecież mogłem go ostrzec dzwonkiem. Ale widząc moją minę, która mówi jednoznacznie, że jeszcze jedno niepotrzebne słowo i gość dostanie w papę, pieszy szybko oddala się. Straty po mojej stronie: zdarty do krwi łokieć, wyrwany kawałeczek siodełka (sam nie wiem, w jaki sposób), piękny szlif na manetce i kierownicy. No i naddarte spodnie, ale tego w straty nie liczę, bo i tak były stare i poprzecierane, przeznaczone do szybkiego wyrzucenia.
Kraksa była na Powiślu, więc podjechałem do Biblioteki Uniwersyteckiej, gdzie szybko ogarnąłem się, przemywając ranę i myjąc ręce ze smaru zmieszanego z brudem (tak, łańcuch też mi spadł przy wypadku, więc musiałem zakładać). Ponieważ jestem twardy, to zrobiłem jeszcze 20 km tego dnia i nawet nieźle zmokłem :) Na pocieszenie Legia wyeliminowała Ruskich z pucharów, więc dzień i tak na plus :)
Łącznie przejechałem 80 km w ciągu dnia, tylko po Warszawie. Wszystko wskazuje na to, że kończy się moja przerwa w pracy, na 99% od 1 września idę do nowej roboty (ze starej odszedłem z dużym poczuciem ulgi ponad miesiąc temu), więc takie dystanse w dni robocze przejdą do historii.
Kraksa była na Powiślu, więc podjechałem do Biblioteki Uniwersyteckiej, gdzie szybko ogarnąłem się, przemywając ranę i myjąc ręce ze smaru zmieszanego z brudem (tak, łańcuch też mi spadł przy wypadku, więc musiałem zakładać). Ponieważ jestem twardy, to zrobiłem jeszcze 20 km tego dnia i nawet nieźle zmokłem :) Na pocieszenie Legia wyeliminowała Ruskich z pucharów, więc dzień i tak na plus :)
Łącznie przejechałem 80 km w ciągu dnia, tylko po Warszawie. Wszystko wskazuje na to, że kończy się moja przerwa w pracy, na 99% od 1 września idę do nowej roboty (ze starej odszedłem z dużym poczuciem ulgi ponad miesiąc temu), więc takie dystanse w dni robocze przejdą do historii.