Tour de Środkowopolskie Zadupia

Sobota, 28 września 2013 · Komentarze(12)
Kategoria Ponad 117 km
Są sytuacje, gdy trzeba zerwać się o 4:20 w sobotni poranek. Zrywam się, a o 5:30 wyruszam z Zachodniego pociągiem "Zielonogórzanin". Kochany pociąg, ile gmin już dzięki niemu zaliczyłem...

Za 2 godziny wysiadam w Koninie, ruszam. Odtąd toczył się będę przez samiutkie zadupia :)

Zimno jest, ale powoli wychodzi słońce, a krajobraz... Cóż, wysokogórski nie jest :)



A tu miasteczko Rychwał, Wschodnia Wielkopolska:



Niedaleko przebiegała kiedyś granica zaborów, ja cały czas poruszam się po tej lepszej ruskiej stronie, wschód rządzi! :)

Zaliczanie gmin położonych "daleko od szosy" ma to do siebie, że jeśli dobierzemy możliwie najkrótszą drogę, to nie zawsze jest to droga asfaltowa. Oto np. droga w gminie Mycielin:



Po 60 km jazdy postój, uzupełniam kalorie i mikroelementy :)

Z czasem słońce zachodzi, pojawiają się gęste chmury, robi się nieco depresyjnie:



Tempo jazdy takie sobie, wiatr nie rozpieszcza, wieje na wschód, a ja toczę się głównie w kierunku południowym. Grunt, że nie pada.

A klimaty na trasie cały czas mniej więcej takie:



A to już miasteczko Błaszki, obowiązkowo zadupiaste :)



Jazda jest nużąca, coraz bardziej męczy głód, ot taka ponura zaliczeniówka, odfajkować i zapomnieć... Drogowskazy wskazują kolejne metropolie:



W jakiejś wiosce robię postój, w lokalnym barze raczę się piwnopodobnym sikaczem i szamię okropną zapiekankę odgrzewaną w mikrofali, ale grunt, że liczba kalorii się zgadza, można kręcić dalej.

Niespodziewanie... wychodzi znowu słońce. A tu rzeka Warta niedaleko Zduńskiej Woli:



Znużenie daje znać o sobie, odcina mi zasilanie, dopiero przed Zduńską Wolą odzyskuję wigor i przez miasto mknę jak burza. A oto i zduńskowolskie klimaty:



Na dworzec docieram wygłodzony, na szczęście jest trochę czasu do odjazdu pociągu, więc znajduję sklep, kupuję kiełbasę i bułkę - dawno nic mi tak wspaniale nie smakowało, jak ta kiełbasa i bułka :)

Jeszcze tylko dłuuuga jazda pociągiem do Warszawy, 10 km z dworca do domu i koniec.

Jeszcze mapa.

W sumie zadowolony jestem. Zadupia jakiś tam swój urok mają.

Komentarze (12)

Las i rzeka Warta śliczne, a reszta to faktycznie Zadupie... i znowu fotki żarełka brak :(

A nieprawda - strona zachodnia, Wielkopolska, jest najlepsza! Tam TAKICH zadupi nie ma! ;-)

DarkQueen 07:44 środa, 2 października 2013

Podpisuję się pod tym, co mówi Limit. Nie ma innej metody, jak tylko zacisnąć zęby i się przyzwyczaić.

Aczkolwiek dobór siodełka tez ma jakieś znaczenie - jeśli ciężar ciała w niewielkim stopniu spoczywa na siodełku (np. na kolarce), to może być twardsze, ale na zwykłym trekkingu trochę miękkości jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Aczkolwiek z miękkością nie należy przesadzać :)

lukasz78 21:04 wtorek, 1 października 2013

MlodyJedi: Jest tylko jedna rada. Jeździć, jeździć i jeszcze raz jeździć. W końcu zadek daje za wygraną i przestaje się naprzykrzać. Z moich doświadczeń w tej materii wynika to, że mocno dolegliwe jest częste wsiadanie i zsiadanie. Jak już zasiądziesz to najlepiej jechać jak najdłuższy kawałek bez podnoszenia zadka z siodełka. Wjazdy robić nie na stojąco tylko zrzucać biegi i kręcić lekko młynki.

limit 19:28 wtorek, 1 października 2013

Fajny dystans. Ja w niedzielę zaliczyłem z teściem 97km (de facto pierwszy raz powyżej 40km na rowerze). Masz jakiś sposób na ból tyłka od siodła?

MlodyJedi 18:31 wtorek, 1 października 2013

romulus83 - z tego wynika, że jeden z moich przodków osiedlając się po uciecze z zesłania na wschodzie, w Podzamczu (obecnie Wieruszowie) został "bażantem", o ile w tam to określenie funkcjonuje.

oelka 10:57 wtorek, 1 października 2013

Teraz już takie warunki będą normą i swojska z bułką nie raz i nie dwa będzie ratowała od zgonu. No i zaczną się stopniowo skracać dystanse. Niestety. Ale widać, że Tobie akurat aura pasuje :-) Do grudnia pewnie przeskoczysz spokojnie 20k km :-]

limit 08:22 wtorek, 1 października 2013

Ruska strona lepsza, bo moja, ot co :)

Dzięki za wyjaśnienie z tymi "łańcuchami" - widziałem kiedyś na jakimś zdjęciu kibiców Górnika Konin z flagą z napisem "Łańcuchy" i zastanawiało mnie, skąd to określenie, teraz już wszystko staje się jasne.

A Jeziorsko zaliczałem równo 2 tygodnie temu :)

lukasz78 21:43 niedziela, 29 września 2013

Do granicy jeszcze hektar drogi z Rychwału. Granica była na Prośnie na całej jej długości.

Ruska strona to "Łańcuchy", a pruska to "Bażanty". Nazwa wzięła się od granicznego łańcucha oddzielającego Słupcę od Strzałkowa. Pruscy wielkopolanie nazwali ruskich wielkopolan łańcuchami, za co tamci nazwali nas bażantami. :)

romulus83 21:33 niedziela, 29 września 2013

Fajny dystans. Pod jakim względem wschodnia - ruska strona lepsza?:)

daniel3ttt 20:58 niedziela, 29 września 2013
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa oscsi

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]