Klęska pod Rychlikami
Jedzie się fatalnie, wiatr zawiewa w twarz, upał leje się z nieba, a organizm broni się przed jazdą, bo wcale nie chciałem wracać. Blokuje mnie moja podświadomość.
Opuszczam okolice Sztumu, wjeżdżam na kawałek Żuław, robię jakąś fotkę miejscowej architektury...
...po czym zaczynają się problemy. Tracę powoli powietrze w tylnym kole. Dopompowuję, kombinując pompkę od tubylca. Cykam fotkę...
...kieruję się na Rychliki, a tu całkowicie rozkopana droga, plac budowy, przebijam się przez wertepy. Tam znów spadek powietrza, znów dopompowanie, jazdę na Olsztynek odpuszczam, bo problemy z kołem i wiatr. Nie chce mi się. Mam dość, wkurzenie rośnie. Miałem tego dnia jechać do Gdańska, a nie turlać się do Warszawy, ktoś mnie ładnie urządził.
Olewam to wszystko i jadę na pobliski Pasłęk, gdzie chcę skończyć bieg. Oto i Pasłęk:
Stamtąd autobusem ewakuuję się do Warszawy. Kierowca strasznie marudzi, ale zabiera rower.
Dzień, o którym chciałbym jak najszybciej zapomnieć. Bo ktoś mnie urządził, bo jechałem nie tam, gdzie chciałem. A wtedy nie da się dobrze jechać.
Przynajmniej ja nie potrafię...