Zdychanie pod Grudziądzem

Czwartek, 15 sierpnia 2013 · Komentarze(13)
Kategoria Ponad 117 km
Tutaj w zasadzie wszystko szło nie tak.

Zaczęło się od podróży pociągiem z Warszawy do Iławy. Jeśli liczyłem, że będę miał wygodną podróż, to się przeliczyłem. Pociąg nabity pasażerami i rowerami, ledwo wstawiłem swój pojazd, a podróż spędziłem na schodach (skład piętrowy, to chociaż schody były). Kiepsko.

Wysiadam w Iławie, chcę pozaliczać trochę gmin i dojechać do Sztumu, gdzie mam rodzinę i zamierzam nocować. Rower idzie coś ciężko, odkrywam kiepskie napompowanie tylnego koła. Co tu robić? Patrzę, a tu pod jakimś blokiem stoi stary rower, a do roweru przypięta gumką pompka :) Podjeżdżam, biorę pompkę, pasuje. Pompuję, mocuję z powrotem pompkę do czyjegoś roweru i jadę dalej. Wiem, że bez pytania, ale nie było kogo zapytać, no to postawiłem na samoobsługę :)

Jadę w kierunku powiatu grudziądzkiego. Jest źle, silny wiatr i to w kierunku niekoniecznie pożądanym. To jeszcze okolice Iławy:



Wieje, jest pochmurno, zaczyna się cała plejada upierdliwych wzgórz. Góra, dół, góra, dół... Zdycham. Żeby nie narzekać, to krajobraz jest OK:



W końcu osiągam Łasin, takie tam małe miasteczko blisko Grudziądza, całkiem tam ładnie:





Posilam się w tym Łasinie i kręcę dalej, robię kawałek trasy z wiatrem, więc chwila wytchnienia. W końcu odbijam na Prabuty i wytchnienie się kończy. Kiepskimi drogami przetaczam się przez jakieś wiochy...



...i jeśli ktoś mi wmówi, że te złuszczone chałupy, bieda w obejściach i dziurawe drogi, to "Polska A", to parsknę śmiechem.

Mijam miasteczko Prabuty, gdzie nie chce mi się robić zdjęć, bo cóż, z nóg mnie nie zwaliło. Zaliczam kolejne wioski...





...i w końcu kieruję się do celu. Na Sztum. Jeszcze tylko podziwiam krajobraz...



...i docieram w okolice Sztumu, przecinając linię kolejową Warszawa-Gdańsk. A tam wszystko rozbebeszone kompletnie, już od wielu lat nie potrafią zbudować tego odcinka, rozpierdziel totalny, pociągi wloką się po jednym torze z prędkością żółwia i tak od lat. Podobno ma tam jeździć docelowo nasze "pędolyno" :) W każdym razie w normalnym kraju tak gigantyczna nieudolność w modernizacji strategicznej linii kolejowej zostałaby uznana za ciężki sabotaż. U nas, no cóż, wszystko jest w POrządku.

W końcu dojeżdżam do Sztumu i kończę. Trasa odfajkowana, szału nie było. Bywało lepiej.

A tutaj mapa.

Nie był to wyjazd moich marzeń, o nie...

Komentarze (13)

Pozdrowienia z Łasina :)

Gość 15:28 piątek, 28 marca 2014

Pozdrowienia z Łasina :)

Gość 15:26 piątek, 28 marca 2014

A gdzie jezioro Jeziorak w Iławie? Buuuu...:(
Złuszczone chałupy, bieda w obejściach i dziurawe drogi, to na pewno nie "Polska A". I widzisz, w Wielkopolsce takich nie znajdziesz, tam nawet wioseczki zadbane:)

Remont tej nieszczęsnej linii kolejowej "ma przyspieszyć", bo Unia zagroziła odebraniem dotacji, jeśli w jakimś tam terminie ta pseudomodernizacja nie zostanie zrobiona. I pamiętam jak jeździłam z Warszawy Centralnej do Gdańska i Sopotu w 4 godziny z hakiem... ale to przecież ta ZŁA komuna była...

DarkQueen 21:46 niedziela, 15 września 2013

To jakaś masakra: Słupsk - Gdańsk - przeszło 10 godzin. Średnia wychodzi poniżej 50km/godz.

wzap 06:58 wtorek, 27 sierpnia 2013

Każdy jeździ jak lubi. Dla mnie liczy się spontan i ryzyko.

lukasz78 19:22 niedziela, 25 sierpnia 2013

Mogę tylko powiedzieć, że wożę klucze, łyżki, zapasową dętkę i pompkę nawet jak jadę 5km do pracy. W końcu w razie awarii i tak muszę zmienić, to po co jeszcze tracić czas na godzinny marsz, z założeniem że w tramwaju tłok i z rowerem nie da rady się wbić.

Na dłuższe wycieczki biorę jeszcze łatki, klej, parę plastikowych opasek do kabli (jakbym zgubił np. jakąś śrubkę od błotnika i nie musiał szukać w polu kawałka sznurka od snopowiązałki, co raz mi się zdarzyło), scyzoryk i taśmę izolacyjną. Tylko skuwacza nie wożę, bo nigdy łańcuch mi nie pękł (odpukać).

Ale jak ktoś lubi ryzyko...

barklu 17:31 niedziela, 25 sierpnia 2013

:-] Zgadza się, zawsze jest wyjście. Czasem 10 km "z buta" ciągając rower na kapciu. To ja już wolę wozić te gadżety. Zresztą pamiętasz co mieliśmy w tym roku jak nas przez Warszawę przeprowadzałeś? Wyobrażasz sobie ile by to trwało jakby za każdym razem trzeba było serwisu szukać?

limit 06:31 piątek, 23 sierpnia 2013

Z nieciepliwością czekam na wpis z 18 sierpnia. Mam nadzieję na rozwinięcie wątku wulkanizacyjnego :-)

Darecki 06:27 piątek, 23 sierpnia 2013

Lekko czy nie lekko, moja praktyka dowodzi, że zawsze jest jakieś wyjście z sytuacji. Odrobina ryzyka musi być :)

lukasz78 06:00 piątek, 23 sierpnia 2013

:-) Zgadzam się z yurek55. Lekko sobie podchodzisz do tych wyprawek. Po mieście, gdzie serwisy są w miarę gęsto można sobie pozwolić na takie braki. W terenie to czasem jest totalny kanał. Pompka, dętka, łatki to podstawowe wyposażenie. Nie zaszkodzi też mieć rozkuwacz do łańcucha i jakiś komplet kluczy z imbusami. Można się wtedy wyratować z tych najprostszych awarii nawet w środku lasu.
A poza tym to ładny kawałek kilometrów ukręcony. Chyba powoli zbliża się okres, kiedy pogoda zacznie zbliżać się do Twojej ulubionej i będziesz mógł w syberyjskich warunkach trzaskać "dwusetki" ;-)

limit 05:57 piątek, 23 sierpnia 2013

Niezmiennie zadziwia mnie taka niefrasobliwość. Żeby pompki nawet nie mieć na takich trasach ?!

yurek55 20:26 czwartek, 22 sierpnia 2013

Polne krajobrazy ładniejsze od murawy stadionu w Bukareszcie. :)

romulus83 20:04 czwartek, 22 sierpnia 2013

Domyślam się, że wolisz jeździć z wiatrem i po płaskim ;-)
Pozdrawiam

panther 19:22 czwartek, 22 sierpnia 2013
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa atrza

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]